niedziela, 25 września 2016

Dziewięć miesięcy po operacji barku i ani jednego zwichnięcia po tej stronie. Jest się z czego cieszyć. Może jednak ta metoda przyniosła spodziewane efekty. A być może brak bardzo mocnej rehabilitacji jest jednak wskazany dla EDeeSiaka. Po pierwszych dwóch operacjach zawsze dążyłam do odzyskania pełnego zakresu ruchomości - oczywiście w pożądanym zakresie- czyli takim, który można byłoby uznać za normalny. Efekty bywały różne, ale faktycznie na końcu dochodziło do ponownego rozluźnienia tkanek. Po trzeciej operacji dałam sobie czas i spokój. Z fizjoterapeutą nie przekroczyliśmy nigdy zakresu, który mógłby doprowadzić do dużego rozluźnienia. Zdarzyło mi się może raz czy dwa poddać się terapii, w której ktoś miał na celu maksymalne odzyskanie sprawności ruchowej. Z tej terapii zrezygnowałam bo nie czułam, żeby wynikało z tego coś dobrego.

Efekty po 9 miesiącach:
- zgięcie (czyli wznos rąk przodem w górę) - ok. 120 - 140 stopni [w zależności od dnia]
- wyprost (cofnięcie rąk za siebie) - ok. 15 - 20 stopni [dla porównania w drugiej mam ok. 60 stopni]
- odwiedzenie (wznos rąk bokiem) - ok. 80 - 110 stopni [częściej bliżej osiemdziesięciu]
- rotacja zewnętrzna ma ok. 15 stopni- pozwala mi na odłożenie długopisu w bok, choć nie zawsze
- rotacja wewnętrzna (ruch taki jak do zapięcia stanika) - sięgam mniej więcej do górnej krawędzi talerza biodrowego - pogodziłam się, że stanik trzeba zapinać inaczej

Liczby świadczą raczej o dość dobrej kondycji mojego barku. Jednak te liczby przekładają się na czynności dnia codziennego, tak więc jeśli mój zakres ruchomości jest w dolnej granicy przedstawionego zakresu to problematyczne jest wyjęcie talerza z szafki wiszącej na standardowej wysokości, przygotowanie sobie obiadu i w naprawdę skrajnych sytuacjach samodzielne umycie. Dni, kiedy liczby sięgają górnej granicy przedstawionego zakresu są dniami, kiedy moja choroba wydaje się nie mieć większego znaczenia. Rok temu cieszyłam się, że mimo choroby prawego barku to jestem pełnosprawna dzięki nadruchomości barku lewego. A więc ten etap dobiegł końca. Nadruchomość lewego barku stała się po prostu bolesna i doprowadziła do nawykowych zwichnięć owej części ciała. Czekam chwilowo na diagnostykę rezonansem- nie mam zamiaru się bawić w kotka i myszkę więc od razu zainwestowałam a artro-MR czyli artrografię stawu. Do przyjemności nie należy, ale odpowiada na wszelkie pytania i rozwiewa wątpliwości. Także... kciuki w górę.

Po raz pierwszy w swojej EDeeSowej karierze przeżywam coś w stylu meteopatii. Słyszałam o tym, że przy przesileniach sezonowych ludzie źle się czują, narzekają na stawy i takie tam. Wydawało mi się, że mnie to nie dotyczy- wszak tyle jesieni minęło już bezobjawowo. Widocznie dorosłam też do tego, albo po prostu zmiana cyfry z przodu wieku ma teraz większe znaczenie. Wstając rano mam wrażenie, że w nocy ktoś mnie porozkręcał od środka, wstanie z łóżka samodzielnie jest wyczynem na miarę brązowego medalu w biegu na 5 km, dojście do łazienki jest drogą bolesną i niezwykle męczącą a cały dzień spędzony w pracy sprawia, że znam dokładne położenie większości stawów w moim ciele- i wcale nie jestem przekonana, że ta wiedza jest mi niezbędna...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz