Zostawiłam bark "w spokoju", jak któregoś razu sugerował neurolog w trakcie wizyty, że najlepiej by było jakby "dać temu wszystkiemu spokój i pozwolić się wyciszyć". Kilka z moich objawów neurologicznych faktycznie się zmniejszyło. Leki, które dostałam miały na celu wyciszanie układu nerwowego i w odpowiednio wysokiej dawce zaczęły chyba działać. Poza tym byłam też na trzech spotkaniach z osteopatą, co dwa razy skończyło się jeszcze większym bólem i objawami neurologicznymi, a za trzecim razem efekt był żaden - czyli żadnej zmiany na lepsze czy na gorsze. W celu opanowania bólu zaczęłam brać regularnie leki przeciwbólowe ustawione przez lekarza, a w sytuacji kiedy ból jednak stał się nieakceptowalny spróbowałam akupunktury. Akupunktura przyniosła mi ulgę na parę dni. Następne spotkanie na parę godzin. Najważniejsza jest regularność, a z tym u mnie najtrudniej, bo praca, bo to, bo tamto... Ale choć mniej regularnie to jednak na akupunkturę się udaję. Na razie łączę dwie metody działania przeciwbólowego - tradycyjna farmakologię z nietradycyjną akupunkturą. Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się zejść częściowo z farmakologii... Leki mają to do siebie, że dość mocno obciążają wątrobę, co już odczuwam i niestety nie jest to najmilsze uczucie.
Jeśli chodzi o wątrobę to tradycyjna medycyna (podobno tzw. altmed) nie spełniła w moim przypadku oczekiwań. Natomiast otworzenie się na mniej tradycyjne podejście do zdrowia człowieka, czyli zastosowanie odpowiedniej diety oraz mieszanki ziół (po konsultacji z odpowiednim specjalistą) przynosi naprawdę świetne korzyści. Miałam tą przyjemność trafić na "altmedowego" lekarza, który ma na tyle otwarty umysł, że potrafił mi powiedzieć o alternatywnych metodach. Chociaż ostatnio śmialiśmy się trochę, że nie wypada mu mówić o alternatywnej medycynie - ot takie dziwne środowisko pracy... z falą hejtu, jeśli śmiesz uważać inaczej niż odpowiedni podręcznik...
Odwiedziłam też kolejny oddział szpitalny, tym razem hematologiczny. Atmosfera oddziału oczywiście lekko ciężka... Kobiety w perukach lub chustkach, wychudzeni mężczyźni... A ja tam poszłam tylko na badania, które mają orzec czy nadal będę regularnie odwiedzać poradnię hematologiczną, czy na razie będę mieć spokój z tym miejscem. Badania nie należą do najprzyjemniejszych, ale jak powiedziała moja lekarka prowadzącą "ból przy tym badaniu to raczej nic w porównaniu z tym, co do tej pory Pani przeszła". Złota kobieta! Dawno nie spotkałam, ot tak, takiego lekarza, który nadal miałby w sobie sporo empatii. Badanie o którym mówię to trepanobiopsja, czyli pobranie kawałka kości i pobranie szpiku do badania histopatologicznego i cytologicznego. Materiał pobiera się z tylnego, górnego kolca biodrowego, co oznacza, że w trakcie badania leży się na brzuchu. Wbrew krążącym po Internecie opiniom przed pobraniem materiału lekarz znieczula miejsce wkłucia igły do trepanobiopsji. Niestety niepotrzebnie spojrzałam na stolik z przygotowanymi narzędziami... nie polecam. Samo badanie trwało może jakieś 5-7 minut. Niestety w trakcie lekarz zbyt mocno nacisnął na moje kości miednicy i poczułam jak staw krzyżowo - biodrowy na chwilę traci kontakt z właściwą powierzchnią stawową... Na szczęście staw nastawił się sam, ale ból z tym związany jest nadal większy niż sama trepanobiopsja. Teraz tylko trzeba czekać na wyniki, jakieś 3 tygodnie i będzie wiadomo co dalej...
Niestety wszystko to, co ostatnio się dzieje z moim zdrowiem ma wpływ na moją moc psyche. Raczej zawsze mam podejście typu "always look on the bright side of life", ale ostatnio choć widzę tę jasną stronę życia to mam wrażenie, że ten obszar się bardzo skurczył. Uczę się swoich ograniczeń, uczę się akceptacji braku mocy. Najtrudniej jest przekształcić swoje myślenie o swojej wartości w nowych warunkach... I wiem, że mam wsparcie swoich najbliższych. Wiem, że wielu moich znajomych i przyjaciół uważa, że "silna ze mnie babka i zawsze sobie daję radę", ale czasem trzeba głośno powiedzieć, że nie mam siły i na razie nie umiem sobie poradzić...
Zbyt sprawna w swojej niepełnosprawności.
Zbyt silna w swej bezsilności.
Zbyt radosna w swym smutku.
Zbyt...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz