Jestem zaskoczona procesem gojenia! Żadnych nieprzewidywalnych komplikacji. Nie pojawiła się zakrzepica, co naturalnie wynika ze stosowania leków przeciwzakrzepowych. Ból pojawia się bardzo rzadko, przynajmniej ten na tyle silny, kiedy konieczne jest użycie tabletek przeciwbólowych. Z dnia na dzień funkcjonuję coraz lepiej. Trwa proces wychodzenia z unieruchomienia. Temblaka potrzebuję tylko na spacery, podróże komunikacją i zakupy. W domu temblak ma swoje miejsce na wieszaku z kurtkami jako oczywisty element ubioru wierzchniego.
Od tygodnia z fizjoterapeutą prowadzimy ćwiczenia bierne barku. Właściwie fizjoterapeuta prowadzi, a moim zadaniem jest się temu poddać, możliwie bez oporów. Samo rozpoczęcie ćwiczeń było dość przerażające. Wbrew wszelkiej wiedzy trzeba sobie na nowo tłumaczyć, że ktoś wie co robi i nie chce zrobić mi krzywdy. Pojawia się strach przed poruszeniem barkiem, wynikający jednakowo z obaw o przykre dolegliwości bólowe, jak i z obaw o to, że bark wcale nie jest stabilny i wypadnie przy pierwszej sposobności. No więc... bark nie wypadł! Odczucia bólowe wychodzą z "zastanych" mięśni. Dobry znak!
Jako człowiek naturalnie planujący swoje życie, na szczęście nie szczegółowo, rozmyślam też o etapach rehabilitacji. I tak oto pojawiają się różne rozmyślania:
- kiedy sama podniosę rękę żeby podrapać się po czubku głowy,
- czy na basen jest jeszcze zbyt wcześnie,
- kiedy wrócę na swój ukochany rower,
- czy po Dolinie Chochołowskiej można brykać w temblaku?
Do 3 miesiąca, według wypisu, mam zakaz ćwiczeń z oporem. Rehabilitacja więc na razie wydaje się być dość nudna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz