niedziela, 23 kwietnia 2017

W tym domu dajemy sobie drugą szansę...

Ciężko mi opisać wszystko, to co działo się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. W lutym odbyły się dwie wizyty w Warszawie- jedna u mojego lekarza prowadzącego moje barki i druga u poleconego lekarza od chirurgii ręki.

Prawy bark uległ zatrzymaniu ruchowemu- nie umiem znaleźć odpowiedniejszego określenia. Według doktora K. są bardzo małe szanse na zwiększenie ruchomości - najwięcej zakresu odzyskuje się w ciągu 12 miesięcy od zabiegu, potem można liczyć na cud. Jak już wspominałam dla mnie granicznym punktem są dwa lata - głównie ze względu na to,  że poprzednio właśnie po tym okresie czasu doszło do zwichnięcia. Zakresy ruchomości nie są takie ważne, jak to żeby bark miał cechy stabilności.
Odwiedzenie - największy ubytek ruchomości i nadal bolesny przy przekroczeniu granicy 70 stopni
Stabilność prawego barku jest zachowana, ale niestety też moja aktywność jest mocno ograniczona. Jazda rowerem, mimo że możliwa, kończy się bólem barków. Także wielokilometrowe wycieczki rowerowe czy dojazd rowerem do pracy jest raczej niemożliwy. Niestety lekarz ne zna przyczyny tego stanu rzeczy - to się czasem zdarza i nie może przewidzieć kiedy i u kogo to się stanie. Z drugiej strony przy wiotkości więzadłowej taki stan rzeczy jest niejako "in plus" ze względu na dłuższą trwałość efektu. Rehabilitacja polega obecnie na wzmacnianiu mięśni w dostępnych zakresach oraz na nauce kontroli mięśniowej.

Rezonans magnetyczny lewego barku nie wykazał takich uszkodzeń, które wymagałyby pilnej interwencji chirurgicznej. Poza tym istnieje duże ryzyko, że lewy bark mógłby zachować się podobnie do prawego, co spowodowałoby ogromną niepełnosprawność. Póki co lewa ręka jest moją główną kończyną i nie mogę sobie pozwolić na jej ograniczenie. Wspólnie z doktorem K. uzgodniliśmy, że na razie poza rehabilitacją nie podejmujemy żadnych dodatkowych kroków. Rehabilitacja jest głównym sposobem leczenia i póki co jedynym możliwym.

Konsultacja u chirurga ręki przyniosła pewność co do konieczności reoperacji na prawym nerwie łokciowym. Przede mną stał trudny wybór dotyczący miejsca i osoby operatora. Wybór padł na Kraków, doktora G. i doktora Z. - młodzi ludzie, którzy zdecydowali się mi pomóc.

W marcu wykonałam dokładne usg nerwu łokciowego u najlepszego (moim zdaniem) i najdokładniejszego radiologa w Krakowie. Niestety usługa niefinansowana przez NFZ, ale za to bardzo kompleksowa. Usg wykazało nadal istniejący obrzęk nerwu oraz jego nieprawidłowy przebieg mimo wykonanej poprzednio transpozycji. Do tego objawy idące od palca IV i V zaczęły się nasilać, a zanik mięśni glistowatych mimo ćwiczeń nadal postępował. Przy opukiwaniu nerwu pojawiała się bolesność i objawy naczyniowe - sinienie ręki i ból. Podparcie na łokciu nie wchodziło w grę.




Na podstawie przeprowadzonych badań, objawów i rozmów na temat oczekiwań ostatecznie podjęłam decyzję o kolejnej operacji łokcia. Nie było żadnego specjalnego przygotowania przedoperacyjnego. Technika zabiegu miała być teraz nieco inna - śródmięśniowa transpozycja nerwu łokciowego (ang. submuscularis ulnar nerve transposition). Trzeba dać sobie drugą szansę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz