niedziela, 25 października 2015

"Bądź dzielna"

Tytułowe łatwe słowa. Czym jest dzielność? Co to znaczy "bądź dzielna"? Czy taka właśnie nie jestem? Codziennie radzę sobie z trudnościami, codziennie wstaję i wychodzę z łóżka. Czy to nie wystarcza?

Jest dwa dni po operacji nerwu łokciowego. Wykluczyliśmy z doktorem wszelkie inne możliwości tracenia ruchów precyzyjnych dłoni. Zrobiliśmy dwa dodatkowe rezonanse, jedno dodatkowe usg. Odmówiono mi wykonania jednego dodatkowego emg. Przez ponad miesiąc dzień w dzień podłączałam elektrostymulacje nerwu łokciowego na 60 min, a zaniki mięśniowe postępowały. Powiedzieliśmy dość i wyznaczyliśmy termin zabiegu.

Rodzaj zabiegu: transpozycja nerwu łokciowego prawego
Znieczulenie: blok pachowy, inaczej znieczulenie przewodowe, znieczulenie w splot barkowy
Czas trwania: dla mnie ok. 1,5 h, ale zapewne krócej bo człowiek zaspany to nie kojarzy
Obrażenia: blizna na łokciu długości ok. 12- 15 cm

Jak na drugą dobę po zabiegu jest naprawdę całkiem nieźle. Spodziewałam się, że będzie gorzej. Ból jest do wytrzymania i pomaga na dość długo Ketonal 100 mg, ale nawet Ibuprofen dał radę w dawce 400 mg. Najprzyjemniejsze jest zimno. Mam jeszcze obrzęk palców i dłoni i oczywiście łokcia, ale to normalne na ten czas po zabiegu.

Zadziwia mnie moja zdolność samoobsługi. Okazuje się, że łokieć zgięty do 90 stopni i ruchomość barku jest wystarczająca żeby się samemu ubrać. Nie opanowałam jeszcze samodzielnej kąpieli, ale to chyba tylko dlatego, że nie wpadłam jeszcze na sposób trzymania prysznica tak, żeby nie zalać opatrunku. Na upartego dałabym radę przygotować też coś łatwego do jedzenia i nie mówię tu o kanapkach.

Być może to wszystko wynika z tego, że po operacji barku naprawdę jest trudniej. A może to kwestia nastawienia i słonecznej pogody za oknem. Odbieram całą sytuację bardzo pozytywnie. Małe niedogodności jak temblak i brak możliwości oparcia się na łokciu naprawdę są bardzo mało istotne. Poza tym przede wszystkim ból się zmniejszył.

O samym zabiegu- nerw okazał się nieuszkodzony, ale zlokalizowany poza miejscem prawidłowego położenia. Stąd zapobiegawcza transpozycja czyli przeniesienie. Nie znam dokładnych szczegółów, ale dowiem się na pierwszej kontroli w ciągu tygodnia. Z racji braku uszkodzenia upatruję szansy na powrót do sprawności i precyzji sprzed zauważenia problemów- na pewno konieczna będzie rehabilitacja. Nie mam jako takiego unieruchomienia- żadnej ortezy, gipsu, itp. Mam bandaż elastyczny który zakładam na noc i na wyjście. Chyba tylko po to, żeby czuć się bezpieczniej. Temblak mam nosić jako środek przeciwbólowy i faktycznie to działa, poza tym odciąża bark. Czeka mnie jeszcze ściągnięcie szwów, ale to dopiero w okolicach 10 doby, czyli mam jeszcze trochę czasu. Nie podnoszę nic ciężkiego operowaną ręką. Ale mogę sobie przytrzymać np. szczoteczkę do zębów. Staram się ograniczać ilość ruchów.

Byle do kontroli ;)




Domino.

Chciałabym, żeby ta choroba miała jedno znane oblicze. Chciałabym umieć sobie z tym radzić, kiedy spotyka mnie coś nowego. Chciałabym, żeby choroba była bardziej przewidywalna. Chciałabym...

Tak się nie dzieje. Nie ma jednego znanego oblicza, czasem sobie nie radzę i za nic nie da się przewidzieć co będzie następne. Minęło kilka tygodni od mojego kolejnego "wypadku". Tym razem dotyczy nadgarstka prawego. Mam szczęście do urazów prawostronnych... Prawa ręka jest moją ręką dominującą, tak więc po raz kolejny czynności dnia codziennego są problematyczne i bolesne. Dziś i tak jest już lepiej niż było, ale...

Zaczęło się jak zwykle niewinnym skręceniem w trakcie banalnej czynności. Poczułam w palcach prąd, duży ból (choć nijak porównywalny do zakrzepicy) i za chwilę przeszło. Przez kolejne 1,5 tygodnia bolało, co skłoniło mnie wreszcie do wizyty u lekarza. A tam diagnoza: podejrzenie uszkodzenia chrząstki trójkątnej (TFCC). Banał. Po kolejnym tygodniu bólu dostałam iniekcję ze sterydu- pomogło, ale efekt przeciwbólowy właśnie mija. Oprócz tego pojawił się jeszcze dodatkowy objaw związany z palcami. Straciłam nieco siły w dłoni, palce nie chcą się wyprostować tak jak w drugiej, zdrowej ręce, a poza tym w spoczynku palec IV i V zawijają się jakby do środka. Diagnoza druga: podejrzenie uszkodzenia chrząstki trójkątnej, podejrzenie podrażnienia nerwu łokciowego. Kolejne skierowania i badania. Po pierwsze rentgen, którego wykonanie okazało się problematyczne bo ułożenie dłoni na stole jest tak nienaturalne, że bark nie trzyma się na miejscu. Po drugiej próbie i licznych przekleństwach lekarza poddaliśmy się oboje- wielki szacunek, że lekarz nie zmuszał mnie do kolejnej powtórki. Następnie badanie EMG nerwu łokciowego. Na szczęście wiedziałam co mnie czeka, bo już kilkukrotnie miałam wykonywane to samo badanie, ale splotu ramiennego. Zadziwił mnie pełen profesjonalizm obsługi- malowanie jakichś punktów, kropeczki, kreseczki. A przede wszystkim to, że uprzedzili mnie o tym, że badanie jest bolesne- poprzednio nikt mnie o tym nie informował. Wynik badania: uszkodzenie nerwu łokciowego. Zaskakujące jest to, że uszkodzenie tego nerwu zlokalizowane jest na poziomie łokcia, a nie nadgarstka. No cóż... trzeba się pogodzić i z tym. Zacząć kolejną rehabilitację i mieć nadzieję, że będzie lepiej...

Ostatnim zaleconym badaniem był rezonans magnetyczny. Już zdążyłam poinformować lekarza, że nigdy więcej... Okazuje się, że jestem bardziej problematyczna niż wyglądam. Ułożenie całej kończyny górnej było dużym wyzwaniem. Powinnam leżeć na brzuchu, z ręką wyciągniętą przed siebie, z rotacją zewnętrzną barku. Dla mnie- niewykonalne. Skończyło się leżeniem na plecach z ręką wzdłuż ciała- niewygodna, ale jedyna możliwa pozycja. Dziwne jest pewnie to, co napiszę, ale miałam nadzieję, że problem leży jednak w nadgarstku. Wynik, mimo tego, że staw lekko pokiereszowany i porozciągany, nie wyszedł wcale tak źle. 

Cieszę się, że otacza mnie wielu życzliwych i wspaniałych ludzi-począwszy od tych najbliższych i przyjaciół, skończywszy na personelu medycznym. Z wynikami więc udałam się do lekarza. Pierwsza propozycja to stabilizacja tzw. DRUJ (staw promieniowo-łokciowy dalszy). Dla pewności, lekarza i mojej, zaproponował mi spotkanie z jeszcze jednym bardzo dobrym chirurgiem, zajmującym się głównie ręką. Od tej wizyty codziennie powtarzam sobie jak mantrę, że znajdę sposób, dam radę, ułożę to. Wszak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Konsultacja z drugim chirurgiem przyniosła zwrot akcji w postaci zrzucenia winy za wszelkie dłoniowo- nadgarstkowe dolegliwości na uszkodzony nerw łokciowy. Dla potwierdzenia swych teorii wysłali mnie na porównawcze usg obydwu stawów łokciowych, żeby uwidocznić nerw. Obraz usg wskazał obrzęk nerwu i zmiany w strukturze, co przemawia za jego uszkodzeniem, ponadto nerw hipermobilny (zacznę nienawidzić to słowo) w badaniu dynamicznym. I tu powinien znaleźć się opis "planu działania", ale planu chwilowo brak... Na razie ogranicza się tylko do tego, że trzeba powtórzyć emg. A potem się zobaczy...

Mijają tygodnie pisania tej notki. Każdy dzień przynosi coś nowego, ale nic nowego w sytuacji. Jest sezon urlopowy, lekarze też mają do niego prawo. Więc czekam na kolejne wizyty, a ich terminy uzależnione są od kolejnych urlopów. Sprawdzam codziennie czy nic się nie zmieniło z palcami. I tak dzień za dniem.Poprawy brak, raczej można powiedzieć, że jest trochę gorzej- nieznacznie, ale nie idzie to w stronę poprawy. Tu już nie chodzi o to czy odczuwam ból, ale o to, że straciłam sporo precyzji w wykonywaniu czynności. A w mojej pracy precyzja jest bardzo bardzo ważna. A skoro jej nie mam to i praca staje się mało możliwa. Tak więc nadchodzące badanie emg jest dla mnie niezwykle istotne- może pomoże w ustaleniu planu działania...