Ale bywają momenty kiedy jestem zła i wkurzona na to wszystko. Albo po prostu jest mi przykro. Bo jako jedyna łykam tabletki, bo muszę o nich pamiętać zawsze i wszędzie. Albo muszę założyć kolejną ortezę na siebie. Albo muszę pamiętać, że są ruchy których nie wolno mi wykonywać. Albo kolejny dzień z rzędu czuję ból, który chętnie zatrzymałby mnie w domu, ale ja muszę iść do pracy.
Bywają też piękne chwile, kiedy zdaję sobie sprawę, że mimo choroby osiągnęłam kolejny sukces - zawodowy, osobisty, życiowy. Te sukcesy mogą być małe lub duże. Ale są. I dają moc i satysfakcję. Bo tu nie chodzi tylko o narzekanie na rzeczywistość i na problemy. Zdaję sobie często sprawę, że każdy dzień jest trochę jak walka, bo zmagam się z chronicznym zmęczeniem, z przewlekłym bólem, z pomniejszymi dolegliwościami. Czasem wydaje mi się, że nie mam jak o tym mówić, że się wstydzę, że czuję się gorsza od innych z powodu choroby.
Ale na te wszystkie emocje trzeba sobie pozwalać, bo to daje możliwość oczyszczenia atmosfery wokół. Więc jest we mnie dużo emocji, często dość skrajnych... Bo każdy z nas, chorych przewlekle, ma chwile zwątpienia...