W lipcu 2021 ból barku sięgnął dość wysoko. Podwichnięcia przy prostych czynnościach, w pracy coraz częściej i boleśniej. Zaczęłam ponownie szukać możliwości łagodzenia bólu. Przeszukałam internetowe źródła dotyczące leczenia bólu przewlekłego, zadałam pytania znajomym anestezjologom, zwiększyłam dawkowanie leków przeciwbólowych.
Jeden z leków opioidowych, który stosowałam wcześniej, zaczął dawać skutki uboczne w postaci bezsenności - jasne okazało się, że nie mogę go dłużej stosować. Żołądek też dawał objawy związane z przyjmowaniem leków przeciwbólowych. Stanęłam w trudnym punkcie leczenia bólu, a pewna byłam tego, że z tym bólem muszę coś zrobić.
Rozmowy z anestzjologami przyniosły jedno rozwiązanie - blokada nerwu nadłopatkowego. Pod koniec lipca udało się podać pierwszą dawkę. Samo podanie dość nieprzyjemne, skutkiem krótko po podaniu było zniesienie ruchu w barku (trwało dość krótko, bo ok. 2-3 godzin). Na drugi dzień okazało się, że ból jest mniejszy o jakieś 70%! Co za ulga! Ból tak bardzo blokował moje możliwości ruchu, że po blokadzie zakresy ruchomości puściły maksymalnie. Niestety okazało się, że podczas ruchu mój bark podwicha się w każdym kierunku. Kolejne trudne zadanie - nauczyć się nie przekraczać bezpiecznych zakresów... Do tego dołączyła orteza mająca na celu scentralizowanie ustawienia kości ramiennej w stawie. Ortezę nosiłam właściwie tylko do pracy. Efekt blokady dał mi wiele radości i przyjemności każdego dnia. Po wielu latach odczuwania bólu ta chwila wytchnienia to bardzo dużo. Działanie blokady utrzymało się u mnie przez ponad 3 tygodnie. Od lipca 2021 do stycznia 2022 miałam łącznie 5 lub 6 podanych blokad w okolice tego nerwu.
Mam świadomość że blokady nerwu nie leczą mojego schorzenia. Dały jednak szansę na postęp w rehabilitacji - mniej bólu daje więcej możliwości na wzmacnianie. Dotarłam do miejsca, gdzie jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest kontynuacja takiego leczenia. Alternatywy na ten moment brak.